Jak już pisałam, sukienkę na wesele skończyłam szyć w środę wieczorem, po czym zorientowałam się, że będzie za zimno - a ja nie mam nic co bym mogła założyć na wierzch, i co by względnie pasowało. Zostało mi sporo materiału - w końcu początkowo miała powstać z niego długa sukienka z koła, a ta, którą uszyłam, nie była ani długa, ani z koła...
Szycie czegoś z Burdy odpadało - nie miałam już czasu na dopasowywanie i przeróbki. Na szczęście kilka dni wcześniej udało mi się zakupić drugi numer Anny. Jednym z modeli jest żakiet - pozostawało mi tylko liczyć na to, że podobnie, jak sukienka, nie będzie wymagał zbyt wielu modyfikacji. Jeszcze tego samego dnia przerysowałam wykrój, krojenie z materiału (i odpowiednich części z fliseliny) skończyłam jakoś między pierwszą a drugą w nocy... Tak się już przyzwyczaiłam do dodanych na formie zapasów na szwy, że mało brakowało, a zapomniałabym dodać 10cm do długości rękawa...
Czwartek - z samego rana do Wrocławia do Lidla (tak, tak, to był ten czwartek z SilverCrestem :D), potem - do pracy... A po pracy ze skrojonym żakietem i nową maszyną do rodziców, żeby nie marnować czasu na dojazdy do mojej wsi :-) Dzięki temu tego dnia udało mi się zszyć większość szwów - na piątek zostało mi w zasadzie tylko wszycie rękawów i podłożenie całości.
Uszyty żakiet wygląda tak:
Zgodnie z zaleceniami, nie ma zapięcia - bo nie miałam już czasu, żeby je zrobić. Może dorobię na następną okazję :)
Przypięty kwiat - żeby rozjaśnić całość:
Jak dla mnie - rękawy mogły by być węższe... Chociaż na manekinie nie wyglądają tak źle. Poza tym - nie lubię bufiastych rękawów, ale nie bardzo wiem co z tym zrobić. Nie przerabiałam nigdy główki rękawa. Czytałam wprawdzie kiedyś o tym, jak "dorobić" bufki - o tutaj - ale nie wiem co zrobić, jak one już są, a ja chcę się ich pozbyć. Może gdybym wszyła przepisowe poduszki - nie rzucałyby się aż tak w oczy...
Żakiet w komplecie z sukienką z poprzedniego posta wygląda tak:
Muszę przyznać, że i tak wcale nie było mi za ciepło... Ale nie pomyślałam o tym, żeby wszyć od środka jakąś ocieplającą dodatkową warstwę.
Materiału dalej zostało... I nie wiem jeszcze, co z niego powstanie. Póki co - trzeba będzie się chyba przerzucić na jakieś cieplejsze tkaniny...
poniedziałek, 30 września 2013
sobota, 28 września 2013
Kolejna wersja sukienki
Na weselu szwagra - w drugiej połowie lipca - dostaliśmy zaproszenie na kolejne wesele - wrześniowe... Za sukienkę oczywiście zabrałam się na ostatnią chwilę. Najpierw zawsze było coś innego ważniejszego do zrobienia, potem założyłam, że przecież mogę sobie wybrać coś z tych rzeczy, które mam... Cóż... Tydzień przed weselem okazało się, że chyba jednak nie mogę.
Gotowa sukienka:
I tył:
Wykrój - wykorzystałam ten co miałam po uszyciu sukienek z dwóch poprzednich postów, czyli oszczędność na czasie nr 1 :-) Jest to sukienka z Anny, skrzyżowanie modeli 26 i 27. Przez chwilę miałam wątpliwości, czy da się dopasować jeden gorset do drugiego. Na szczęście okazało się, że pasuje :)
Materiał "bazowy" - kupiony na allegro na "jakąś długą sukienkę z koła" (czyli dobre kilka metrów) leżał już dobry rok czekając na swoją kolej. Z długiej sukienki z koła z tego materiału zrezygnowałam, bo nie nadawałaby się na nic innego poza weselami i ewentualnie sylwestrem :D
Koronka na wstawki - leżała jeszcze dłużej, bo już w momencie szycia tego bolerka był to materiał z zapasów, który swoje odleżał.
Z boku - kryty zamek:
Odszycie - podszewka - również z zapasów - doszyta do zamka ręcznie. Nie wiem jak się nazywa ten ścieg, ale nitki nie widać ani po prawej, ani po lewej stronie.
Lewa strona sukienki - szwy obrzucone zygzakiem (nie mam póki co overlock'a, więc muszę sobie radzić tym co mam). Tu może trochę lepiej widać styk zamek - odszycie
Tym razem w tunele odszycia wciągnęłam - zgodnie z opisem - fiszbiny. O dziwo - udało mi się znaleźć pasmanterię, w której mają takie wynalazki :D
Dzięki nim sukienka tak nie opada z tyłu.
Gorset w wersji "dekolt amerykański" - uszyty z koronki.
Z lewej strony podszyłam go organzą, albo jakimś innym cudem - w każdym bądź razie jest to pozostałość po szyciu firanki. Poszyte po to, żeby koronka się za bardzo nie rozciągała. z Prawej strony - prawie nie widać, więc chyba zdaje egzamin.
Na koniec: w komplecie z wspomnianym bolerkiem:
Tył:
Gotowa sukienka:
I tył:
Wykrój - wykorzystałam ten co miałam po uszyciu sukienek z dwóch poprzednich postów, czyli oszczędność na czasie nr 1 :-) Jest to sukienka z Anny, skrzyżowanie modeli 26 i 27. Przez chwilę miałam wątpliwości, czy da się dopasować jeden gorset do drugiego. Na szczęście okazało się, że pasuje :)
Materiał "bazowy" - kupiony na allegro na "jakąś długą sukienkę z koła" (czyli dobre kilka metrów) leżał już dobry rok czekając na swoją kolej. Z długiej sukienki z koła z tego materiału zrezygnowałam, bo nie nadawałaby się na nic innego poza weselami i ewentualnie sylwestrem :D
Koronka na wstawki - leżała jeszcze dłużej, bo już w momencie szycia tego bolerka był to materiał z zapasów, który swoje odleżał.
Z boku - kryty zamek:
Odszycie - podszewka - również z zapasów - doszyta do zamka ręcznie. Nie wiem jak się nazywa ten ścieg, ale nitki nie widać ani po prawej, ani po lewej stronie.
Lewa strona sukienki - szwy obrzucone zygzakiem (nie mam póki co overlock'a, więc muszę sobie radzić tym co mam). Tu może trochę lepiej widać styk zamek - odszycie
Tym razem w tunele odszycia wciągnęłam - zgodnie z opisem - fiszbiny. O dziwo - udało mi się znaleźć pasmanterię, w której mają takie wynalazki :D
Dzięki nim sukienka tak nie opada z tyłu.
Gorset w wersji "dekolt amerykański" - uszyty z koronki.
Z lewej strony podszyłam go organzą, albo jakimś innym cudem - w każdym bądź razie jest to pozostałość po szyciu firanki. Poszyte po to, żeby koronka się za bardzo nie rozciągała. z Prawej strony - prawie nie widać, więc chyba zdaje egzamin.
Na koniec: w komplecie z wspomnianym bolerkiem:
Tył:
Sukienkę zaczęłam szyć w sobotę tydzień przed weselem, skończyłam w środę. Po czym środowym późnym wieczorem obejrzałam prognozę pogody na "weselny" weekend... Normalnie tragedia.
I w tym momencie uświadomiłam sobie, że w tym kolorze nie mam nic z długim rękawem poza pokazanym powyżej bolerkiem...
Ale o tym już w następnym poście.
niedziela, 8 września 2013
Sukienka w kropki
Biała sukienka w czarne kropki chodziła za mną już dość długo. Podstawowy problem: nigdzie nie mogłam znaleźć odpowiedniego materiału.
Wymyśliłam sobie, że taką właśnie sukienkę będę miała na poprawinach szwagra - i jak na złość, nie mogłam trafić na nic odpowiedniego. Chodziło mi zarówno o wzór, jak i o to, żeby było przewiewne.
Dwa tygodnie przed imprezą (czyli na początku lipca) postanowiłam ograniczyć swoje wymagania do samego wzoru - kupiłam materiał który pani w sklepie określiła jako "mieszanka wiskozy i poliestru". Jak dla mnie jest to raczej "mieszanka poliestru i wiskozy", przy czym ta część wiskozowa jest bardzo, ale to bardzo mała.
Postawiłam na swoim, sukienka wyszła tak:
Generalnie jestem z niej względnie zadowolona. Prawie się nie gniecie - pewnie ze względu na skład...
Dół sukienki skroiłam z koła, góra to model 27 z czasopisma "Anna - moda na szycie" (1/2013)(właściwie to podszewka do tego modelu przedłużona o kilka centymetrów)
Szyło się fatalnie - i chyba między innymi właśnie dlatego nie mogłam się zabrać od półtora miesiąca za sklecenie tego posta. Maszyna w ogóle nie chciała sobie radzić z tym materiałem, a za późno natknęłam się na czyimś blogu na patent z szyciem przez papier - może wtedy było by lepiej? Po pierwszym przeszyciu każdy jeden szew wyglądał mniej-więcej tak:
Czy spotkał się ktoś z was kiedyś z czymś takim? Drugie przeszycie tego samego miejsca wyglądało już lepiej, przy trzecim szyciu - maszyna praktycznie przestawała przepuszczać. Nie pomogła nic ani zmiana nici, ani zmiana igły.
Pewnie uszyję sobie kiedyś jeszcze coś podobnego z innego materiału, bo ta napsuła mi dość sporo nerwów.
Poza tym - dojrzewam powoli do zakupu overlocka lub coverlocka... Podwijanie koła nie zostanie raczej moim ulubionym zajęciem ;)
Wymyśliłam sobie, że taką właśnie sukienkę będę miała na poprawinach szwagra - i jak na złość, nie mogłam trafić na nic odpowiedniego. Chodziło mi zarówno o wzór, jak i o to, żeby było przewiewne.
Dwa tygodnie przed imprezą (czyli na początku lipca) postanowiłam ograniczyć swoje wymagania do samego wzoru - kupiłam materiał który pani w sklepie określiła jako "mieszanka wiskozy i poliestru". Jak dla mnie jest to raczej "mieszanka poliestru i wiskozy", przy czym ta część wiskozowa jest bardzo, ale to bardzo mała.
Postawiłam na swoim, sukienka wyszła tak:
Generalnie jestem z niej względnie zadowolona. Prawie się nie gniecie - pewnie ze względu na skład...
Dół sukienki skroiłam z koła, góra to model 27 z czasopisma "Anna - moda na szycie" (1/2013)(właściwie to podszewka do tego modelu przedłużona o kilka centymetrów)
Szyło się fatalnie - i chyba między innymi właśnie dlatego nie mogłam się zabrać od półtora miesiąca za sklecenie tego posta. Maszyna w ogóle nie chciała sobie radzić z tym materiałem, a za późno natknęłam się na czyimś blogu na patent z szyciem przez papier - może wtedy było by lepiej? Po pierwszym przeszyciu każdy jeden szew wyglądał mniej-więcej tak:
Czy spotkał się ktoś z was kiedyś z czymś takim? Drugie przeszycie tego samego miejsca wyglądało już lepiej, przy trzecim szyciu - maszyna praktycznie przestawała przepuszczać. Nie pomogła nic ani zmiana nici, ani zmiana igły.
Pewnie uszyję sobie kiedyś jeszcze coś podobnego z innego materiału, bo ta napsuła mi dość sporo nerwów.
Poza tym - dojrzewam powoli do zakupu overlocka lub coverlocka... Podwijanie koła nie zostanie raczej moim ulubionym zajęciem ;)
wtorek, 16 lipca 2013
Pierwsze szycie z Anna
Jak już wspominałam w poprzednim poście - tym razem będzie sukienka. Jest to skrzyżowanie modeli 26 i 27 z "Anny" - a zarazem początek mojej przygody z tym czasopismem (i raczej na tym się nie skończy).
Sukienkę uszyłam z materiału, który kupiłam kiedyś bo:
a) był tani i fajny (wyprzedaż),
b) fajna by z tego sukienka wyszła,
więc chyba kwalifikuje się do akcji uwalniania tkanin ;)
Kupiłam na wszelki wypadek jakieś 3 metry (nie miałam pojęcia jaka to będzie sukienka), zużyłam mniej-więcej połowę - nie wiem jeszcze na co pójdzie reszta.
Przód sukienki wygląda tak:
Materiał lekko prześwituje - widać, w którym miejscu kończy się "podszewka" - model próbny z poprzedniego posta. Tył sukienki:
To, co najbardziej mi przeszkadzało, to super duże zapasy na szwy. Okazuje się, ze nigdy nie przestrzegałam tych przepisowych 1.5 cm... Jak już wyczaiłam ile dodali na szwy - reszta poszła w miarę gładko. ;-)
Do modelu wprowadziłam pewne modyfikacje. Po pierwsze zlikwidowałam szew po biustem. Jakoś nie mogę się przekonać do takiego podziału sukienek - nie wiem czemu styl "Empire" kojarzy mi się z modą ciążową - wszystko, co do tej pory mierzyłam - strasznie dziwnie się na mnie układało. Musiałam zlikwidować środkowy szew gorsetu (ten z przodu), żeby dół i góra miały tyle samo części.
Druga istotna modyfikacja: zrezygnowałam z fiszbin. Z założenia ma to być letnia sukienka - lekka i zwiewna - więc wydawało mi się, że nie potrzebuję do niej montować stelaża. Może kiedyś zdecyduję się na coś podobnego z tafty lub z satyny - wtedy pewnie będę szyć zgodnie z instrukcja.
Jak to mówią - coś za coś... W związku z brakiem fiszbin sukienka nie jest sztywna, za to tył nie bardzo ma się na czym trzymać... po około 5-10 minutach wygląda to tak:
Za to pod koniec fotografowania (po około 20-tu minutach) - tył jest już wyraźnie dłuższy od przodu (zjeżdża).
Nie mam koncepcji co z tym zrobić - więc póki co zostanie jak jest...
Ogólnie - sukienka wygodna, fajnie się ją szyło, tylko... strasznie się gniecie. Chwila nieuwagi przy siadaniu - i już trzeba pracować.
Sukienkę uszyłam z materiału, który kupiłam kiedyś bo:
a) był tani i fajny (wyprzedaż),
b) fajna by z tego sukienka wyszła,
więc chyba kwalifikuje się do akcji uwalniania tkanin ;)
Kupiłam na wszelki wypadek jakieś 3 metry (nie miałam pojęcia jaka to będzie sukienka), zużyłam mniej-więcej połowę - nie wiem jeszcze na co pójdzie reszta.
Przód sukienki wygląda tak:
Materiał lekko prześwituje - widać, w którym miejscu kończy się "podszewka" - model próbny z poprzedniego posta. Tył sukienki:
To, co najbardziej mi przeszkadzało, to super duże zapasy na szwy. Okazuje się, ze nigdy nie przestrzegałam tych przepisowych 1.5 cm... Jak już wyczaiłam ile dodali na szwy - reszta poszła w miarę gładko. ;-)
Do modelu wprowadziłam pewne modyfikacje. Po pierwsze zlikwidowałam szew po biustem. Jakoś nie mogę się przekonać do takiego podziału sukienek - nie wiem czemu styl "Empire" kojarzy mi się z modą ciążową - wszystko, co do tej pory mierzyłam - strasznie dziwnie się na mnie układało. Musiałam zlikwidować środkowy szew gorsetu (ten z przodu), żeby dół i góra miały tyle samo części.
Druga istotna modyfikacja: zrezygnowałam z fiszbin. Z założenia ma to być letnia sukienka - lekka i zwiewna - więc wydawało mi się, że nie potrzebuję do niej montować stelaża. Może kiedyś zdecyduję się na coś podobnego z tafty lub z satyny - wtedy pewnie będę szyć zgodnie z instrukcja.
Jak to mówią - coś za coś... W związku z brakiem fiszbin sukienka nie jest sztywna, za to tył nie bardzo ma się na czym trzymać... po około 5-10 minutach wygląda to tak:
Za to pod koniec fotografowania (po około 20-tu minutach) - tył jest już wyraźnie dłuższy od przodu (zjeżdża).
Nie mam koncepcji co z tym zrobić - więc póki co zostanie jak jest...
Ogólnie - sukienka wygodna, fajnie się ją szyło, tylko... strasznie się gniecie. Chwila nieuwagi przy siadaniu - i już trzeba pracować.
czwartek, 27 czerwca 2013
Zapowiedź sukienki
Od dość dawna podoba mi się w sukienkach tzw. "dekolt amerykański" (z wiązaniem na szyi). Problem polega na tym, że podoba mi się on tylko do momentu, w którym taką sukienkę przymierzę. Wtedy jakoś przestaje najczęściej mi się podobać :-)
Nigdy wcześniej nie szyłam modeli "próbnych" - nieraz kosztowało mnie to dużo nerwów na koniec. Tym razem postanowiłam uszyć najpierw próbkę - po prostu szkoda mi materiału, który odleżał w szafie już prawie rok, czekając na jakiś fajny wykrój.
Próbkę uszyłam z resztek materiału, który został mi z ostatnio szytej koszuli. Początkowo miałam je wyrzucić - bo na co mogą się przydać resztki około 15x20cm, jeśli nie ma się zamiaru robić patchwork'ów? Ostatecznie tendencja do chomikowania wzięła górę nad rozsądkiem - i dobrze. Okazuje się, że takie ścinki są idealne na tył gorsetu :)
Jest to model z kwartalnika "Anna - moda na szycie". Są to części podszewki - "wierzchnia warstwa" gorsetu jest sporo krótsza, nie byłam pewna czy będę w stanie ocenić fason po samej górze. Ogólnie - wrażenia dobre, tylko... Po co oni dodają tak ogromniaste zapasy na szwy?
Model próbny - wykorzystam jako podszewkę sukienki. Materiał docelowy jest dość jasny, więc wydaje mi się, że nie będzie to wyglądało źle...
Nigdy wcześniej nie szyłam modeli "próbnych" - nieraz kosztowało mnie to dużo nerwów na koniec. Tym razem postanowiłam uszyć najpierw próbkę - po prostu szkoda mi materiału, który odleżał w szafie już prawie rok, czekając na jakiś fajny wykrój.
Próbkę uszyłam z resztek materiału, który został mi z ostatnio szytej koszuli. Początkowo miałam je wyrzucić - bo na co mogą się przydać resztki około 15x20cm, jeśli nie ma się zamiaru robić patchwork'ów? Ostatecznie tendencja do chomikowania wzięła górę nad rozsądkiem - i dobrze. Okazuje się, że takie ścinki są idealne na tył gorsetu :)
Jest to model z kwartalnika "Anna - moda na szycie". Są to części podszewki - "wierzchnia warstwa" gorsetu jest sporo krótsza, nie byłam pewna czy będę w stanie ocenić fason po samej górze. Ogólnie - wrażenia dobre, tylko... Po co oni dodają tak ogromniaste zapasy na szwy?
Model próbny - wykorzystam jako podszewkę sukienki. Materiał docelowy jest dość jasny, więc wydaje mi się, że nie będzie to wyglądało źle...
czwartek, 13 czerwca 2013
Męska koszula - podejście drugie
Zapowiadana koszula prezentuje się tak:
Była skończona już ze 2-3 tygodnie temu, ale jakoś nie było jak zrobić zdjęć.
Wykrój/formę rysowałam sama, w oparciu o instrukcję znalezioną w internecie - wspominałam o niej w tym poście. Szyta z materiału z zapasów, kupionego ponad pół roku temu - zatem łapie się pod akcję uwalniania tkanin
Idealna nie jest - ale nie ma też tragedii...
Mankiety - których bałam się najbardziej - nie wyszły źle:
No... Może ewentualnie guzik/dziurka jest minimalnie za daleko krawędzi.
Trochę gorsza sprawa jest z listwą rozcięcia przy mankiecie - widać to na poniższym zdjęciu w lewym rękawie...
Początkowo chciałam zrobić mały guziczek w połowie listwy - ale nie udało mi się nigdzie dostać od kompletu białych guzików "koszulowych" (na cztery dziurki) i mniejszych - takich do listwy i kołnierzyka. Dlatego kołnierzyk ma guzik taki sam jak wszystko inne, a listwy są wogóle bez zapięcia - no i się rozłażą, trudno. Za tymi guzikami i tak strasznie długo łaziłam - wszędzie same "damskie".
Zdecydowanie mniej zadowolona jestem z kołnierzyka:
Ale nie potrafię powiedzieć, co z nim jest nie tak.
Podsumowując: nie jest źle, ale mogłoby być lepiej...
I teraz pytanie: czym powinno się usztywniać kołnierzyk i mankiety? Gdy rozbierałam kiedyś na części pierwsze "kupną" koszulę, miał wklejone w środek coś w stylu białego płótna. Gdy pytałam o to w pasmanterii - dowiedziałam się, że to prawdopodobnie sztywnik krawiecki i że takich rzeczy to oni nie prowadzą. Kupiłam sztywnik przez allegro - ale to zdecydowanie nie jest to o co mi chodziło... Ostatecznie użyłam białej flizeliny - bo akurat taką miałam, ale zastanawiam się na przyszłość - gdzie szukać czegoś odpowiedniego? Czy może lepiej zostać przy flizelinie?
Drugi problem: prasowanie... Koszula, jako "model próbny", była szyta z materiałów z zapasów - cienka bawełna kupiona jesienią na wyprzedaży pod nasypem. Problem: niemiłosiernie się gniecie i strasznie ciężko prasuje. I tu pojawia się pytanie: z czego szyć koszule, żeby się (aż) tak nie gniotły, ale żeby nie były "plastikowe" (domieszka poliestru) ?
Była skończona już ze 2-3 tygodnie temu, ale jakoś nie było jak zrobić zdjęć.
Wykrój/formę rysowałam sama, w oparciu o instrukcję znalezioną w internecie - wspominałam o niej w tym poście. Szyta z materiału z zapasów, kupionego ponad pół roku temu - zatem łapie się pod akcję uwalniania tkanin
Idealna nie jest - ale nie ma też tragedii...
Mankiety - których bałam się najbardziej - nie wyszły źle:
Trochę gorsza sprawa jest z listwą rozcięcia przy mankiecie - widać to na poniższym zdjęciu w lewym rękawie...
Zdecydowanie mniej zadowolona jestem z kołnierzyka:
Ale nie potrafię powiedzieć, co z nim jest nie tak.
Podsumowując: nie jest źle, ale mogłoby być lepiej...
I teraz pytanie: czym powinno się usztywniać kołnierzyk i mankiety? Gdy rozbierałam kiedyś na części pierwsze "kupną" koszulę, miał wklejone w środek coś w stylu białego płótna. Gdy pytałam o to w pasmanterii - dowiedziałam się, że to prawdopodobnie sztywnik krawiecki i że takich rzeczy to oni nie prowadzą. Kupiłam sztywnik przez allegro - ale to zdecydowanie nie jest to o co mi chodziło... Ostatecznie użyłam białej flizeliny - bo akurat taką miałam, ale zastanawiam się na przyszłość - gdzie szukać czegoś odpowiedniego? Czy może lepiej zostać przy flizelinie?
Drugi problem: prasowanie... Koszula, jako "model próbny", była szyta z materiałów z zapasów - cienka bawełna kupiona jesienią na wyprzedaży pod nasypem. Problem: niemiłosiernie się gniecie i strasznie ciężko prasuje. I tu pojawia się pytanie: z czego szyć koszule, żeby się (aż) tak nie gniotły, ale żeby nie były "plastikowe" (domieszka poliestru) ?
wtorek, 30 kwietnia 2013
Męska koszula - podejście drugie (zapowiedź)
Długo czekałam, aż w Burdzie pojawi się wykrój na męską koszulę z długim rękawem... Z niecierpliwością czekałam na numer kwietniowy, o którym było wiadomo, że mają być w nim wykroje dla panów... I co? Nico. Bo wprawdzie koszule są - nawet dwie - ale obie z kontrafałdą na plecach, podobnie jak koszulka sprzed roku (kwiecień 2012). Swoją drogą: czy to normalne, że męskie modele ukazują się tylko raz w roku? Jest już nawet akcja, mająca na celu nakłonienie wydawców do zwiększenia częstotliwości zamieszczania takowych :-)
Podsumowując: doszłam do wniosku, że na Burdę nie mam w tej kwestii co liczyć i postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
Przypadkiem trafiłam gdzieś w sieci na skany kilku stron z książki "Metric Pattern Cutting for Menswear" i postanowiłam spróbować. Mam w zapasach białą bawełnę, kupioną na wyprzedaży - żal było nie wziąć, kosztowała 3zł za metr. Na szczęście kupiłam jej sporo - okazało się że cena była spowodowana m.in. szerokością materiału: 70cm.
Na model próbny - powinno wystarczyć... A jeśli się uda - będę musiała gdzieś kupić tę książkę. Kilka stron to zdecydowanie zbyt mało - pełna wersja otworzyła by przede mną szeeerooookie możliwości.
Póki co - mam już przód, tył i rękawy - i nie wygląda to źle, ale najtrudniejsze przede mną: mankiety i kołnierzyk.
Jeśli się uda - na pewno się pochwalę :-D
Podsumowując: doszłam do wniosku, że na Burdę nie mam w tej kwestii co liczyć i postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
Przypadkiem trafiłam gdzieś w sieci na skany kilku stron z książki "Metric Pattern Cutting for Menswear" i postanowiłam spróbować. Mam w zapasach białą bawełnę, kupioną na wyprzedaży - żal było nie wziąć, kosztowała 3zł za metr. Na szczęście kupiłam jej sporo - okazało się że cena była spowodowana m.in. szerokością materiału: 70cm.
Na model próbny - powinno wystarczyć... A jeśli się uda - będę musiała gdzieś kupić tę książkę. Kilka stron to zdecydowanie zbyt mało - pełna wersja otworzyła by przede mną szeeerooookie możliwości.
Póki co - mam już przód, tył i rękawy - i nie wygląda to źle, ale najtrudniejsze przede mną: mankiety i kołnierzyk.
Jeśli się uda - na pewno się pochwalę :-D
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
Jak zwęzić koszulę męską - tutorial 2
Niedawno pisałam, jak wytaliować prostą koszulę bez zakładek ani kontrafałdy (o tutaj). Tym razem będzie o koszuli z kontrafałdą.
Sposobu tego używam tylko do koszul "sportowych". Jest on mocno uproszczony: po prostu zwężam taką koszulę w szwach. Teoretycznie powinno się też poprawić podkrój rękawa - nie robiłam tego, bo wówczas rękaw zrobiłby się zbyt krótki.
1. Wyznaczamy miejsce, w którym będzie szew:
2. Fastrygujemy
3. Nadpruwamy rękaw. Jest to konieczne, jeśli będziemy robić przymiarkę, a zwężamy o więcej niż 1 cm - w przeciwnym razie nadmiar materiału będzie się mocno ciągnął, i przymiarka nic nam sensownego nie powie :-)
4. Przymiarka. Podobnie jak przy poprzednio prezentowanej metodzie należy wielokrotnie powtórzyć pytanie "czy nie ciągnie".
5. Zszywamy. Ja szyję najpierw zwykłym ściegiem prostym, potem - drugi raz - obrzucam brzegi razem zygzakiem.
6. Obcinamy nadmiar materiału
7. Rozprasowujemy szwy.
Drobna uwaga: normalnie taliowanie koszuli oznacza zwężenie jej o kilka centymetrów.
Zdjęcia dotyczą przypadku, w którym w sumie została ona zwężona o 25cm. Nie jest to normalne, ale jest to jedna z tych koszul, których "nie wolno wyrzucić, bo nie", więc musiałam coś z nią zrobić :-D
Gotowa koszula po zwężeniu:
Dobrze byłoby przesunąć kieszeni bliżej środka. Niestety w tym przypadku nie mogłam tego zrobić - koszula była noszona już przez parę ładnych lat, i materiał pod kieszenią jest zdecydowanie ciemniejszy.
Jak widać rękawy mają odpowiednią długość wyłącznie dlatego, że koszula była za szeroka również w ramionach:
Przy poprawnym dopasowaniu w tym miejscu rękaw byłby zdecydowanie za krótki :-)
Sposobu tego używam tylko do koszul "sportowych". Jest on mocno uproszczony: po prostu zwężam taką koszulę w szwach. Teoretycznie powinno się też poprawić podkrój rękawa - nie robiłam tego, bo wówczas rękaw zrobiłby się zbyt krótki.
1. Wyznaczamy miejsce, w którym będzie szew:
2. Fastrygujemy
3. Nadpruwamy rękaw. Jest to konieczne, jeśli będziemy robić przymiarkę, a zwężamy o więcej niż 1 cm - w przeciwnym razie nadmiar materiału będzie się mocno ciągnął, i przymiarka nic nam sensownego nie powie :-)
4. Przymiarka. Podobnie jak przy poprzednio prezentowanej metodzie należy wielokrotnie powtórzyć pytanie "czy nie ciągnie".
5. Zszywamy. Ja szyję najpierw zwykłym ściegiem prostym, potem - drugi raz - obrzucam brzegi razem zygzakiem.
6. Obcinamy nadmiar materiału
7. Rozprasowujemy szwy.
Drobna uwaga: normalnie taliowanie koszuli oznacza zwężenie jej o kilka centymetrów.
Zdjęcia dotyczą przypadku, w którym w sumie została ona zwężona o 25cm. Nie jest to normalne, ale jest to jedna z tych koszul, których "nie wolno wyrzucić, bo nie", więc musiałam coś z nią zrobić :-D
Dobrze byłoby przesunąć kieszeni bliżej środka. Niestety w tym przypadku nie mogłam tego zrobić - koszula była noszona już przez parę ładnych lat, i materiał pod kieszenią jest zdecydowanie ciemniejszy.
Jak widać rękawy mają odpowiednią długość wyłącznie dlatego, że koszula była za szeroka również w ramionach:
Przy poprawnym dopasowaniu w tym miejscu rękaw byłby zdecydowanie za krótki :-)
środa, 17 kwietnia 2013
Marszczona spódnica
Spódnica to model 113 z Burdy 05/2012
Jest to moje drugie podejście do szycia dzianiny. Tym razem nie bawiłam się w żadne ściegi elastyczne - i poszło dużo szybciej :-) Efekt końcowy - nawet, nawet...
Na zdjęciu - z koszulką z tego postu.
Oczywiście - jak zwykle - nie odbyło się bez problemów, wynikających (znowu) z doboru materiału. Miał być jersey, wzięłam cienką dzianinę...
Zszywanie zaszewek - ok. Szew boczny (ten z zaszewkami) - maszyna - ledwo bo ledwo - ale dała rade...
Największy problem pojawił się przy punkcie "rozprasuj szwy". Próbował kiedyś ktoś z was rozprasować szew o grubości 2cm?
Ja postanowiłam tym razem nawet nie próbować, gdy po przymiarce zobaczyłam to olbrzymie odstające "coś" na biodrze. Czyli: prucie...
Ścięłam fragmenty materiału, które wydawały mi się zbędne. Moja wersja zaszewek:
Tak odchudzony szew boczny udało się już rozprasować :-)
Oczywiście (jak widać na powyższym zdjęciu) musiałam dość mocno zwęzić spódnicę w pasie... Nie wiem czy to Burda ma dziwną rozmiarówkę, czy ja jestem niewymiarowa - dość, że pomiędzy talią a biodrami są u mnie dwa rozmiary różnicy... I nigdy nie wiem, na który rozmiar powinnam się zdecydować.
Rozprasowany bok wygląda tak:
Wiem, nie jest idealnie równo, ale kilka razy to prułam i zszywałam i znowu prułam i znowu zszywałam, i już zaczynałam mieć wątpliwości, czy uda mi się to kiedykolwiek doprowadzić do stanu "noszalności".
Spódnica zgodnie z wykrojem miała być niezapinana - rozciągliwość jersey'u miała chyba dać luz wystarczający do przewleczenia spódnicy przez biodra. Albo moja dzianina rozciąga się zbyt słabo, albo mam zbyt dużą różnicę pomiędzy talią a biodrami - dość, że bez zamka nie dało rady. Dlatego drugi bok wygląda tak:
Zdjęcia na ludziu - miały być, i to nawet plenerowe - coby uczcić nadchodzącą wiosnę... Ale coś się mojemu fotografowi potentegowało, i na zdjęciach widać wszystko, tylko nie spódnicę... To poniżej - to takie na którym zmieścił się jej największy kawałek.
Kolor spódnicy jest taki jak na ostatnim zdjęciu - nie wiem czy to kwestia aparatu, fotografa czy światła - ale mi tego koloru nie udało się uchwycić. Ładny, nie? Taki... czekoladowy :-)
Jest to moje drugie podejście do szycia dzianiny. Tym razem nie bawiłam się w żadne ściegi elastyczne - i poszło dużo szybciej :-) Efekt końcowy - nawet, nawet...
Na zdjęciu - z koszulką z tego postu.
Oczywiście - jak zwykle - nie odbyło się bez problemów, wynikających (znowu) z doboru materiału. Miał być jersey, wzięłam cienką dzianinę...
Zszywanie zaszewek - ok. Szew boczny (ten z zaszewkami) - maszyna - ledwo bo ledwo - ale dała rade...
Największy problem pojawił się przy punkcie "rozprasuj szwy". Próbował kiedyś ktoś z was rozprasować szew o grubości 2cm?
Ja postanowiłam tym razem nawet nie próbować, gdy po przymiarce zobaczyłam to olbrzymie odstające "coś" na biodrze. Czyli: prucie...
Ścięłam fragmenty materiału, które wydawały mi się zbędne. Moja wersja zaszewek:
Tak odchudzony szew boczny udało się już rozprasować :-)
Oczywiście (jak widać na powyższym zdjęciu) musiałam dość mocno zwęzić spódnicę w pasie... Nie wiem czy to Burda ma dziwną rozmiarówkę, czy ja jestem niewymiarowa - dość, że pomiędzy talią a biodrami są u mnie dwa rozmiary różnicy... I nigdy nie wiem, na który rozmiar powinnam się zdecydować.
Rozprasowany bok wygląda tak:
Wiem, nie jest idealnie równo, ale kilka razy to prułam i zszywałam i znowu prułam i znowu zszywałam, i już zaczynałam mieć wątpliwości, czy uda mi się to kiedykolwiek doprowadzić do stanu "noszalności".
Spódnica zgodnie z wykrojem miała być niezapinana - rozciągliwość jersey'u miała chyba dać luz wystarczający do przewleczenia spódnicy przez biodra. Albo moja dzianina rozciąga się zbyt słabo, albo mam zbyt dużą różnicę pomiędzy talią a biodrami - dość, że bez zamka nie dało rady. Dlatego drugi bok wygląda tak:
Zdjęcia na ludziu - miały być, i to nawet plenerowe - coby uczcić nadchodzącą wiosnę... Ale coś się mojemu fotografowi potentegowało, i na zdjęciach widać wszystko, tylko nie spódnicę... To poniżej - to takie na którym zmieścił się jej największy kawałek.
Kolor spódnicy jest taki jak na ostatnim zdjęciu - nie wiem czy to kwestia aparatu, fotografa czy światła - ale mi tego koloru nie udało się uchwycić. Ładny, nie? Taki... czekoladowy :-)
niedziela, 17 marca 2013
Jak wytaliować męską koszulę - tutorial 1
Niniejszy post dotyczy taliowania przez dołożenie zaszewek na plecach. Stosuję go wyłącznie do koszul bez kontrafałdy ani zakładek wychodzących z karczku na plecach.
Krok pierwszy - przymiarka.
Na tym etapie zaznaczam na koszuli wysokość zaszewek:
Krok pierwszy - przymiarka.
Na tym etapie zaznaczam na koszuli wysokość zaszewek:
- góra zaszewki wypada na ogół trochę poniżej pachy (w zależności od szerokości rękawa - na tej wysokości, na której zaczyna się rękaw lub trochę powyżej)
Uwaga: jeśli zaszewkę zaczniemy zbyt wysoko, będzie "ciągnęło" - dół zaszewki wyznaczam zawsze "na oko" - w zależności od długości koszuli jest to 10-20cm od dołu
- przed spięciem szpilkami pilnujemy aby szew boczny koszuli pozostał na boku (można np. przypiąć na chwilę bok koszuli do boku spodni)
- głębokość zaszewek dopasowujemy tak, żeby "nie ciągnęło" (warto powtórzyć pytanie: "czy na pewno nie ciągnie" kilkakrotnie - w przeciwnym wypadku może się okazać, że wytaliowana koszula nigdy nie zostanie założona :-) )
Uwaga: zakładka nie może być zbyt głęboka, w p.p. na plecach powstanie "garb".
Krok 2
Spisujemy/zapamiętujemy wymiary z przymiarki (wysokość i głębokość zakładek).
Zaznaczamy na koszuli linie pionowe wyznaczające środek zakładek. Powinny znaleźć się mniej więcej w 1/4 szerokości koszuli. W moim przypadku: szerokość pleców koszuli = 60cm, czyli zakładka będzie 15cm od brzegu:
Zaznaczamy na koszuli linie pionowe wyznaczające środek zakładek. Powinny znaleźć się mniej więcej w 1/4 szerokości koszuli. W moim przypadku: szerokość pleców koszuli = 60cm, czyli zakładka będzie 15cm od brzegu:
Jeśli koszula jest poprawnie skrojona, pionowa linia będzie biegła zgodnie z nitką:
W oparciu o zapamiętaną/spisaną wysokość zakładki zaznaczamy dokładne położenie dołu i góry zakładek:
Krok 3
Składamy koszulę wzdłuż linii oznaczonej jako środek zakładki, upinamy szpilkami (coby się nie rozjeżdżało). Zaznaczamy głębokość zakładki:
Krok 4
Fastrygujemy. U mnie jaskrawy kolor - żeby było lepiej widać na zdjęciu :-)
Krok 5
Druga przymiarka.
Pamiętamy aby kilkakrotnie powtórzyć pytanie "czy nie ciągnie".
Jeśli jest coś nie tak - wracamy do kroku 1.
Krok 6
Zszywamy na maszynie, rozprasowujemy i gotowe :-)
Prezentowana koszula po takim wytaliowaniu nadal będzie dość luźna, ale na plecach nie będzie już odbrzymiej ilości zbędnego materiału wystającego ze spodni.
Aby zebrać więcej materiału (tak aby koszula była dopasowana) trzeba byłoby dodatkowo zwęzić rękawy i taliować ją w szwach bocznych (samo zwężenie bokami przy szerokich rękawach głupio by wyglądało)
Ps.
Małżonek na koniec: "A może jednak minimalnie ciągnie..."
Pomimo wielokrotnie powtarzanego wiadomego pytania, po zszyciu, rozprasowaniu, przymierzeniu i... wielokrotnych wymachach ramion w przód i w tył :-D
Aby zebrać więcej materiału (tak aby koszula była dopasowana) trzeba byłoby dodatkowo zwęzić rękawy i taliować ją w szwach bocznych (samo zwężenie bokami przy szerokich rękawach głupio by wyglądało)
Ps.
Małżonek na koniec: "A może jednak minimalnie ciągnie..."
Pomimo wielokrotnie powtarzanego wiadomego pytania, po zszyciu, rozprasowaniu, przymierzeniu i... wielokrotnych wymachach ramion w przód i w tył :-D
Subskrybuj:
Posty (Atom)