poniedziałek, 15 października 2012

Candy u longredthread

Ostatnio (właściwie to już prawie trzy tygodnie temu) zaczęłam szyć sukienkę z dzianiny. Pomyślałam, że czas wypróbować ścieg elastyczny w maszynie, którą ostatnio dostałam i... coś mi nie idzie :-( Nie wiem ani kiedy, ani czy w ogóle skończę.

Tymczasem na jednym z blogów które czytuję natknęłam się na Candy:
Wprawdzie nie bardzo liczę na wygraną, ale... spróbować zawsze można :D

niedziela, 23 września 2012

Słoneczna koszulka

Prezentowana tu bluzka/koszulka to model 103 z Burdy 05/2012. Kolor - tak naprawdę jest żółciutki - idealny na koniec lata :-) Niestety, na zdjęciach już taki nie wychodzi.

Na początek muszę pochwalić moją nową maszynę. Po wymianie zębatki szyje (odpukać) bez większych problemów. Ponadto ma specjalną stopkę do obrzucania dziurek na guziki - pierwszy raz wyszło mi to względnie równo, bez wielokrotnego wypruwania.
Dla porównania - w koszulce mojego małżonka praktycznie każdą dziurkę szyłam kilka razy. W pierwszą stronę szło bez problemu - za to przy "cofaniu" (druga krawędź) najczęściej wychodziło mi to "po łuku".

W wersji bez rękawków (i jeszcze bez zapięcia) koszulka prezentowała się w ten sposób:
Wydaje mi się, że też nie jest źle... Nawet kolor wyszedł na zdjęciu bliższy prawdy. Nie jestem tylko pewna tego kołnierzyka - wydaje mi się, że jest jakby trochę za duży, zwłaszcza, gdy nie zapina się górnego guzika.

I, żeby tradycji stało się zadość, muszę trochę pomarudzić. Wprawdzie bluzka leży dobrze, ale... strasznie się gniecie :-(
Uszyłam ją z cienkiej bawełny/batystu. Fajnie się nosi, dopóki niczego nie założy się na wierzch. W momencie włożenia koszulki w spódnicę lub założenia czegoś na wierzch - musi już tak zostać do następnego prasowania, które również nie jest proste.

Pewnie wrócę jeszcze kiedyś do tego wykroju w wersji bez rękawów, z jakiegoś mniej gniotącego się materiału...
Tym samym jest to pierwszy wykrój, który trafił do pudełka "do wielokrotnego wykorzystania"

sobota, 15 września 2012

Nowa maszyna

Dostałam w prezencie "nową" maszynę do szycia. Do tej pory szyłam na Łuczniku po babci (bodajże model Predom-Łucznik 446). Nie wiem który to rocznik - nie mam do niego instrukcji.
Nowa maszyna - Singer 834 - jest prawie nieużywana, przeleżała w szafie od początku lat 80-tych. Po pobieżnym przekartkowaniu instrukcji ucieszyłam się  bardzo z nowego nabytku: doczytałam, że maszyna ta ma dużo więcej funkcji niż mój stary Łucznik - m.in. ścieg elastyczny. Może wreszcie będę mogła spróbować szycia dzianin, i cienkie materiały nie będą mi się tak strasznie "ciągnęły"?

Niestety - pierwsza radość nie trwała zbyt długo... Przy pierwszej próbie szycia zwykłym ściegiem prostym okazało się, że maszyna "pętelkuje" (nie wiem jak inaczej nazwać taki wzorek powstający na dolnej stronie materiału):

Co gorsza, mimo wielu dobrych rad z forum ekrawiectwo.net maszyna nie dawała się wyregulować. Średnio jedna na trzy próby była poprawna, dwie pozostałe - do wyprucia. Nie pomagało żadne czyszczenie ani regulowanie.
Miałam już oddać maszynę i wrócić do mojego starego łucznika... A tu nagle psikus: Singer posypał się jeszcze bardziej. Zębatka związana z transporterem rozsypała się w drobny mak - zostało z niej tylko tyle:
Na szczęście udało mi się dokupić taką zębatkę. Małżonek wymienił ją zgodnie z instrukcją znalezioną na forum elektroda.pl...
Po wymianie maszyna zaczęła szyć poprawnie. Nie wiem, czy przy okazji coś się nam udało lepiej ustawić, czy to ta popękana zębatka cały czas dawała się we znaki...
W każdym bądź razie - mam nadzieję, że maszynie się nie odwidzi, i będzie jeszcze długo szyła. Pierwsza w kolejności: bluzka z krótkim rękawem z Burdy 5/2012 :)

niedziela, 9 września 2012

Męska koszula - podejście pierwsze

Z kupnem koszul dla mojego małżonka (wzrost: 192cm, kołnierzyk: 39, pas: około 80cm) mam podobny problem, co z kupnem czegokolwiek na mnie - wszystko ma rękawy długości 3/4. Oczywiście da się kupić odpowiednie rozmiary - w sklepach dla osób wysokich lub w markowych sklepach z koszulami i garniturami... O sieciówkach można zapomnieć.
Dlatego gdy w kwietniowej Burdzie znalazłam wykrój na męską koszulkę - po prostu musiałam spróbować.
Zamiast proponowanej kwiecistej tkaniny (która zdyskwalifikowałaby koszulę jeszcze przed uszyciem) wybrałam beżowy batyst. Szyło mi się go duuużo lepiej, niż żorżetę na poprzednią sukienkę - przede wszystkim się nie rozciągał. Chciałam zacząć od czegoś z krótkim rękawem - żeby poćwiczyć zanim wezmę się za coś z długim, co będzie wymagało znacznie więcej materiału.

W związku z problemami z przedłużaniem sukienki z wodą jeszcze podczas przerysowywania wykroju przedłużyłam koszulę o 10cm. Wydaje mi się, że przesadziłam - ale koszula póki co nie została skrócona. Małżonek ocenił, że skrócić zawsze można innym razem.
Na plecach koszula ma kontrafałdę:

Wydaje mi się, że dużo lepiej wyglądałaby koszula bez kontrafałdy na plecach. Wtedy mogłabym ją dodatkowo wytaliować. Tak jak jest - położeniu w spodnie robi się nad paskiem takie nie-wiadomo-co:

Nie wiem tylko, czy można tak po prostu zlikwidować tą kontrafałdę? Czy wtedy nie będzie się to dobrze układało? Nie będzie "ciągnęło"? Miło widziane rady kogoś bardziej doświadczonego...

piątek, 31 sierpnia 2012

Woda

Coś się nie mogłam zabrać za skończenie tego posta... A jak już napisałam - nie nie mogłam się zebrać i zrobić w miarę przyzwoitych zdjęć. Dzisiaj udało mi się zmotywować chyba tylko dlatego, że jest ostatni dzień miesiąca - więc mało brakowało, a byłby cały miesiąc bez wpisu...
Na sukienkę z wodą z kwietniowego numeru Burdy przeznaczyłam błękitną żorżetę, kupioną z przeznaczeniem na spódnicę z koła (była akurat wyprzedaż - 5zł/mb).


Tym razem również nie obyło się bez przygód. Najpierw zaczął mi się strasznie naciągać materiał na szwach - coś się zablokowało przy ząbkach transportowych (przesuwały się tylko góra-dół, nie przesuwając materiału pod stopką). Potem zerwał się pasek napędowy - już od jakiegoś czasu kiepsko wyglądał, i zerwały się w nim trzy ostatnie nitki, na których jeszcze się trzymał. Kilka razy zastanawiałam się czy nie wyrzucić tego wszystkiego do kosza - ale szkoda mi było pociętego materiału. Pod sam koniec szycia (po wszyciu odszycia) okazało się, że sukienka strasznie odstaje na górze pleców (tym razem dla odmiany w talii wszystko grało) - ostatecznie zwęziłam ją tam o dobre 10cm.
Gdy już pozszywałam wszystko razem, przez krótką chwilę byłam nawet w miarę zadowolona z nowej sukienki - dopóki nie zaświeciło mocniej słońce. Wprawdzie o przedłużaniu rękawów i nogawek zawsze pamiętam - ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że muszę też przedłużać podszewkę :-( W tym modelu spodnia warstwa jest zdecydowanie za krótka - zwłaszcza w przypadku szycia z półprzeźroczystego materiału, jakim jest żorżeta. Sięga toto (przynajmniej w moim przypadku) do mniej-więcej połowy pośladków, więc w słoneczne dni bielizna jest idealnie widoczna.

Doszyłam do niej u dołu pasek materiału:
Szyłam "na styk", zygzakiem, żeby była cieńsza warstwa materiału:

Niestety nie za bardzo to pomogło - szycie dość mocno się odznacza. Na wieszaku wygląda w miarę przyzwoicie:
Na mnie - niestety gorzej: 

Nie wiem już, co z tym zrobić :-(

środa, 11 lipca 2012

Burda - podejście drugie

Po udanym szyciu "na oko" postanowiłam przymierzyć się ponownie do Burdy. Tym razem uważałam, żeby modelka na zdjęciu miała chociaż trochę zbliżone wymiary do moich (czyt. szerokim łukiem omijałam modele, które dobrze prezentowały się na osobach będących szczęśliwymi posiadaczkami miseczki większej niż "B"). Mój wybór padł na modele z numeru marcowego:



Doszłam do wniosku, że skoro dałam radę uszyć żakiet bez formy, to z gotowym wykrojem też powinnam dać radę. A spodnie - bo były do kompletu (te bez kieszeni z tyłu)

Miałam kupioną jakiś czas temu elastyczną satynę (taką z jednej strony błyszczącą, z drugiej matową). Miałam zrobić z niej sukienkę - ale jakoś nie miałam weny... Pomyślałam, że się nada.

Tym razem poszło trochę lepiej niż poprzednio - ale też zastanawiałam się, czy nie zaliczyć do nieudanych projektów. Szkoda mi było tylko tego materiału... Żakiet strasznie na mnie wisiał. Już wiem, czemu zdjęcia w Burdzie są tylko z przodu robione...


Teraz jak patrzę na te rysunki - już wiem czemu to się w ogóle nie chce układać: nie ma z tyłu zaszewek. Mówię wam, jak ciężko robi się zaszewki na plecach po wszyciu podszewki... Ale nie chciałam jej wypruwać - nie wiedziałam, czy na satynie nie zostaną ślady po igle.
Ostatecznie zaszewki zrobiłam tylko na wierzchniej warstwie materiału - podszewka została luźna. Wyszłam z założenia, że skoro prawdopodobnie i tak nie uda mi się ich zrobić w tym samym miejscu - to to chyba nie ma sensu. Może jeszcze kiedyś będę miała dość samozaparcia, żeby wrócić do tematu - ale raczej nie będzie to za szybko.
Tak więc na chwilę obecną żakiet jest luźny (osobiście lepiej czuję się w bardziej dopasowanych rzeczach), ale przynajmniej już tak strasznie nie odstaje z tyłu. Podstawowym błędem był chyba (znowu) wybór fasonu. Czy da się dopasować żakiet, który nie ma zapięcia z przodu?

Spodnie wyszły chyba ciut za luźne - pamiętając problemy z sukienką skroiłam rozmiar większe. Dla lekko elastycznego materiału - niepotrzebnie. Ale za to są wygodne nawet na imprezie z suto zastawionym stołem ;)

Szalowy kołnierz żakietu trochę dziwnie się układa - ale nie mam pojęcia, co z nim zrobić, żeby było dobrze.

Następnym razem - sukienka z wodą z numeru kwietniowego. Może tym razem trafię w fason który mi będzie pasował?

wtorek, 22 maja 2012

Pierwsze burdowe próby

No więc zachęcona prawie-że-bolerkowym-sukcesem postanowiłam spróbować uszyć coś jeszcze. W tym celu nakupiłam jeszcze trochę tanich materiałów (z tych za 5zł) - takich coby ich nie było za bardzo szkoda. Niestety okazało się, że stare, babcine egzemplarze Burdy nie przeżyły pobytu w piwnicy. Zaopatrzyłam się więc we względnie aktualny numer.
Wyglądał zachęcająco: kopertowa bluzka opisana jako łatwa, fajne sukienki...
Zaczęłam od bluzki. Okazało się, że nie był to dobry wybór. Skończyć - skończyłam, ale... kopertowy dekolt to chyba jednak nie jest fason, na który może sobie pozwolić ktoś, kto prawie nie ma biustu :-(
No więc kolejna próba: sukienka. Na zdjęciu wyglądała bardzo fajnie... i to jedyna pozytywna rzecz, którą mogę o niej powiedzieć. Na mnie wygląda niestety fatalnie. Stwierdziłam, że nawet nie będę jej kończyć.

Po tej drugiej porażce przestudiowałam dokładniej tabelę wymiarów Burdy: no tak... góra wprawdzie standardowo, jak praktycznie we wszystkich rozmiarówkach - 38, ale biodra - coś między 40 a 42. Rękawy - wiedziałam, że tu nie mogę opierać się na żadnych gotowych wykrojach... Ale żeby biodra też, i to aż tyle?!
Wprawdzie dodałam na wszelki wypadek więcej "luzu" na szwy, i szyjąc samym brzegiem - byłam w stanie się w tą sukienkę zmieścić... ale nie wyglądało to za dobrze. A w biuście - jeszcze gorzej... Na modelce wyglądało to bardzo dobrze, ale ona miała chyba duże C lub może nawet D.

Wniosek:
1. Nie sugerować się za bardzo zdjęciami w Burdzie
2. Nauczyć się lepiej dobierać fasony do figury
3. Do obcisłych sukienek może i kiedyś jeszcze wrócę, ale najpierw muszę się nauczyć przerabiać wykroje.

Na tym etapie zaczęłam się zastanawiać, czy nie zakończyć jednak przygody z szyciem.
Mówi się, ze do trzech razy sztuka. Postanowiłam się spróbować jeszcze jednej rzeczy - tym razem, zapobiegawczo, już nie z Burdy.

Sięgnęłam po stary sztruksowy żakiet - jeden z tych z rękawami przedłużanymi poprzez doszycie mankietów... Ale o tym napiszę już następnym razem :-)

piątek, 11 maja 2012

Koronkowe bolerko

Raz na jakiś czas zaglądam do różnych sklepów z materiałami. Zostało mi tak jeszcze z czasów, kiedy Babcia dużo szyła. Nie było wtedy jeszcze tylu sieciówek, ubrania w sklepach były drogie... A wystarczyło tylko znaleźć jakiś ciekawy materiał, i wkrótce miało się fajną spódnicę/sukienkę/spodnie.
No więc przy jednej z takich wizyt trafiłam na wyprzedaż: większość materiałów kosztowała 5zł/mb. Kupiłam dwa kawałki koronki (khaki i jasnobrązową) i błękitną żorżetę. Zakupy przeleżały na dnie szafy, czekając na lepsze czasy i pomysł - co z nimi zrobić. Póki co - wykorzystałam tylko część pierwszej z koronek: zrobiłam z niej bolerko z długaśnymi, wąskimi rękawami.

Skroiłam "na oko" - na wzór innego, które już miałam. Wyglądało na niezbyt skomplikowane - poza tym, na wypadek jakby miało się nie udać, doszłam do wniosku, że 5zł to nie majątek (wykorzystałam około metra). Rękawy skroiłam "w poprzek". Teoretycznie tak się nie powinno, ale dzięki temu nie musiałam się martwić, jak je wykończyć - wykorzystałam do tego fabryczny brzeg materiału. Szycie poszło w miarę sprawnie. Stresowałam się trochę, czy mi się nie będzie materiał za bardzo rozciągał - ale okazało się że nie jest źle. Problemy zaczęły się, gdy myślałam, że to już koniec... No bo jak wykończyć koronkę? Rękawy miałam wprawdzie z głowy, ale pozostały jeszcze inne brzegi, o których wcześniej (wstyd się przyznać) nie pomyślałam. Podwinięte brzegi nie wyglądały zbyt ciekawie... Ostatecznie kupiłam ciętą ze skosu taśmę w zbliżonym kolorze i zrobiłam z niej lamówkę. Nie wiem czy był to najlepszy pomysł - bez taśmy bolerko lepiej się układało, a tak brzegi zrobiły się chyba trochę zbyt sztywne w stosunku do koronkowej całości... i na dokładkę się marszczą. Może po prostu nie umiem dobrze wszyć lamówki?

Może jeszcze dorzucę potem trochę zdjęć - o ile uda mi się znaleźć fotografa ;)

niedziela, 6 maja 2012

Tak na początek

Witam.
Na początek kilka słów o mnie. Otóż jako mała dziewczynka miałam dość mocno sprecyzowane plany na życie: chciałam zostać krawcową. Tata przywiózł mi nawet z NRD zabawkową maszynę do szycia - niestety, PRL-owskie baterie szybko "wylały" i zabawka nie dało się już naprawić. Pozostało więc szycie ręczne. Na początku podstawówki szyłam ubranka dla lalek wszystkich koleżanek - wspomagana własną inwencją twórczą oraz książeczkami z serii "Mała mama szyje sama" (pamięta ktoś jeszcze te wykroje?).
Dorosłam. Trzeba było stawić czoła "szarej rzeczywistości". Dałam się przekonać, że szyciem na życie nie zarobię... I tak zostałam informatykiem. Ponoć kobieta-informatyk jest jak świnka morska: ni to świnka, ni to morska... może i coś w tym jest?
Szycie jednak okazało się koniecznością: gdy ma się ponad 170cm wzrostu, wszystkie żakiety/bluzki/... dostępne w "sieciówkach" mają rękawy długości 3/4. W pewnym momencie skończyła mi się cierpliwość do wyszukiwania pojedynczych "dłuższych" egzemplarzy. Zaczynałam od doszywania wywijanych mankietów. Żakiet z takim mankietem nie wygląda to źle, ale... w pewnym momencie chciało by się mieć coś z prostym, "zwykłym" rękawem :-)
W ten sposób wróciły wspomnienia... i marzenia.
Niestety na szyciu się za bardzo nie znam (jeszcze). A jako że mam czas na to "hobby" tylko wtedy, gdy akurat nie robię nic innego - to nauka idzie mi bardzo powoli. Jak dotąd próbowałam szyć coś z Burdy - ale jakoś nie do końca jestem zadowolona z rezultatów. Może po prostu nie potrafię w oparciu o szkice i zdjęcia modeli ocenić, w czym będę dobrze wyglądać? Lepiej wychodzi mi szycie "na oko" - na wzór ubrań, co do których wiem, że mi pasują - tylko mają jakieś "ale" (najczęściej w postaci zbyt krótkich rękawów :-D)

Pomyślałam o prowadzeniu blogu - bo może ktoś ma podobne problemy do moich. A może właśnie nie ma problemów - i coś podpowie? ;)