Raz na jakiś czas zaglądam do różnych sklepów z materiałami. Zostało mi tak jeszcze z czasów, kiedy Babcia dużo szyła. Nie było wtedy jeszcze tylu sieciówek, ubrania w sklepach były drogie... A wystarczyło tylko znaleźć jakiś ciekawy materiał, i wkrótce miało się fajną spódnicę/sukienkę/spodnie.
No więc przy jednej z takich wizyt trafiłam na wyprzedaż: większość materiałów kosztowała 5zł/mb. Kupiłam dwa kawałki koronki (khaki i jasnobrązową) i błękitną żorżetę. Zakupy przeleżały na dnie szafy, czekając na lepsze czasy i pomysł - co z nimi zrobić. Póki co - wykorzystałam tylko część pierwszej z koronek: zrobiłam z niej bolerko z długaśnymi, wąskimi rękawami.
Skroiłam "na oko" - na wzór innego, które już miałam. Wyglądało na niezbyt skomplikowane - poza tym, na wypadek jakby miało się nie udać, doszłam do wniosku, że 5zł to nie majątek (wykorzystałam około metra). Rękawy skroiłam "w poprzek". Teoretycznie tak się nie powinno, ale dzięki temu nie musiałam się martwić, jak je wykończyć - wykorzystałam do tego fabryczny brzeg materiału. Szycie poszło w miarę sprawnie. Stresowałam się trochę, czy mi się nie będzie materiał za bardzo rozciągał - ale okazało się że nie jest źle. Problemy zaczęły się, gdy myślałam, że to już koniec... No bo jak wykończyć koronkę? Rękawy miałam wprawdzie z głowy, ale pozostały jeszcze inne brzegi, o których wcześniej (wstyd się przyznać) nie pomyślałam. Podwinięte brzegi nie wyglądały zbyt ciekawie... Ostatecznie kupiłam ciętą ze skosu taśmę w zbliżonym kolorze i zrobiłam z niej lamówkę. Nie wiem czy był to najlepszy pomysł - bez taśmy bolerko lepiej się układało, a tak brzegi zrobiły się chyba trochę zbyt sztywne w stosunku do koronkowej całości... i na dokładkę się marszczą. Może po prostu nie umiem dobrze wszyć lamówki?
Może jeszcze dorzucę potem trochę zdjęć - o ile uda mi się znaleźć fotografa ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz