sobota, 28 września 2013

Kolejna wersja sukienki

Na weselu szwagra - w drugiej połowie lipca - dostaliśmy zaproszenie na kolejne wesele - wrześniowe... Za sukienkę oczywiście zabrałam się na ostatnią chwilę. Najpierw zawsze było coś innego ważniejszego do zrobienia, potem założyłam, że przecież mogę sobie wybrać coś z tych rzeczy, które mam... Cóż... Tydzień przed weselem okazało się, że chyba jednak nie mogę.

Gotowa sukienka:
I tył:

Wykrój - wykorzystałam ten co miałam po uszyciu sukienek z dwóch poprzednich postów, czyli oszczędność na czasie nr 1 :-) Jest to sukienka z Anny, skrzyżowanie modeli 26 i 27. Przez chwilę miałam wątpliwości, czy da się dopasować jeden gorset do drugiego. Na szczęście okazało się, że pasuje :)

Materiał "bazowy" - kupiony na allegro na "jakąś długą sukienkę z koła" (czyli dobre kilka metrów) leżał już dobry rok czekając na swoją kolej. Z długiej sukienki z koła z tego materiału zrezygnowałam, bo nie nadawałaby się na nic innego poza weselami i ewentualnie sylwestrem :D
Koronka na wstawki - leżała jeszcze dłużej, bo już w momencie szycia tego bolerka był to materiał z zapasów, który swoje odleżał.

Z boku - kryty zamek:

Odszycie - podszewka - również z zapasów - doszyta do zamka ręcznie. Nie wiem jak się nazywa ten ścieg, ale nitki nie widać ani po prawej, ani po lewej stronie.

Lewa strona sukienki - szwy obrzucone zygzakiem (nie mam póki co overlock'a, więc muszę sobie radzić tym co mam). Tu może trochę lepiej widać styk zamek - odszycie
 Tym razem w tunele odszycia wciągnęłam - zgodnie z opisem - fiszbiny. O dziwo - udało mi się znaleźć pasmanterię, w której mają takie wynalazki :D
Dzięki nim sukienka tak nie opada z tyłu.

Gorset w wersji "dekolt amerykański" - uszyty z koronki.
 Z lewej strony podszyłam go organzą, albo jakimś innym cudem - w każdym bądź razie jest to pozostałość po szyciu firanki. Poszyte po to, żeby koronka się za bardzo nie rozciągała. z Prawej strony - prawie nie widać, więc chyba zdaje egzamin.

Na koniec: w komplecie z wspomnianym bolerkiem:
 Tył:

Sukienkę zaczęłam szyć w sobotę tydzień przed weselem, skończyłam w środę. Po czym środowym późnym wieczorem obejrzałam prognozę pogody na "weselny" weekend... Normalnie tragedia.
I w tym momencie uświadomiłam sobie, że w tym kolorze nie mam nic z długim rękawem poza pokazanym powyżej bolerkiem...
Ale o tym już w następnym poście.

2 komentarze:

  1. Po prostu super! I to wszystko z uwolnionych tkanin! Ale skarby w szafie trzymałaś ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe... W tym tempie moich zapasów do uwalniania wystarczy jeszcze na kilka lat ;-)
      Gorzej, że z większością nie wiem zupełnie co zrobić...

      Usuń