Jak już pisałam, sukienkę na wesele skończyłam szyć w środę wieczorem, po czym zorientowałam się, że będzie za zimno - a ja nie mam nic co bym mogła założyć na wierzch, i co by względnie pasowało. Zostało mi sporo materiału - w końcu początkowo miała powstać z niego długa sukienka z koła, a ta, którą uszyłam, nie była ani długa, ani z koła...
Szycie czegoś z Burdy odpadało - nie miałam już czasu na dopasowywanie i przeróbki. Na szczęście kilka dni wcześniej udało mi się zakupić drugi numer Anny. Jednym z modeli jest żakiet - pozostawało mi tylko liczyć na to, że podobnie, jak sukienka, nie będzie wymagał zbyt wielu modyfikacji. Jeszcze tego samego dnia przerysowałam wykrój, krojenie z materiału (i odpowiednich części z fliseliny) skończyłam jakoś między pierwszą a drugą w nocy... Tak się już przyzwyczaiłam do dodanych na formie zapasów na szwy, że mało brakowało, a zapomniałabym dodać 10cm do długości rękawa...
Czwartek - z samego rana do Wrocławia do Lidla (tak, tak, to był ten czwartek z SilverCrestem :D), potem - do pracy... A po pracy ze skrojonym żakietem i nową maszyną do rodziców, żeby nie marnować czasu na dojazdy do mojej wsi :-) Dzięki temu tego dnia udało mi się zszyć większość szwów - na piątek zostało mi w zasadzie tylko wszycie rękawów i podłożenie całości.
Uszyty żakiet wygląda tak:
Zgodnie z zaleceniami, nie ma zapięcia - bo nie miałam już czasu, żeby je zrobić. Może dorobię na następną okazję :)
Przypięty kwiat - żeby rozjaśnić całość:
Jak dla mnie - rękawy mogły by być węższe... Chociaż na manekinie nie wyglądają tak źle. Poza tym - nie lubię bufiastych rękawów, ale nie bardzo wiem co z tym zrobić. Nie przerabiałam nigdy główki rękawa. Czytałam wprawdzie kiedyś o tym, jak "dorobić" bufki - o tutaj - ale nie wiem co zrobić, jak one już są, a ja chcę się ich pozbyć. Może gdybym wszyła przepisowe poduszki - nie rzucałyby się aż tak w oczy...
Żakiet w komplecie z sukienką z poprzedniego posta wygląda tak:
Muszę przyznać, że i tak wcale nie było mi za ciepło... Ale nie pomyślałam o tym, żeby wszyć od środka jakąś ocieplającą dodatkową warstwę.
Materiału dalej zostało... I nie wiem jeszcze, co z niego powstanie. Póki co - trzeba będzie się chyba przerzucić na jakieś cieplejsze tkaniny...
poniedziałek, 30 września 2013
sobota, 28 września 2013
Kolejna wersja sukienki
Na weselu szwagra - w drugiej połowie lipca - dostaliśmy zaproszenie na kolejne wesele - wrześniowe... Za sukienkę oczywiście zabrałam się na ostatnią chwilę. Najpierw zawsze było coś innego ważniejszego do zrobienia, potem założyłam, że przecież mogę sobie wybrać coś z tych rzeczy, które mam... Cóż... Tydzień przed weselem okazało się, że chyba jednak nie mogę.
Gotowa sukienka:
I tył:
Wykrój - wykorzystałam ten co miałam po uszyciu sukienek z dwóch poprzednich postów, czyli oszczędność na czasie nr 1 :-) Jest to sukienka z Anny, skrzyżowanie modeli 26 i 27. Przez chwilę miałam wątpliwości, czy da się dopasować jeden gorset do drugiego. Na szczęście okazało się, że pasuje :)
Materiał "bazowy" - kupiony na allegro na "jakąś długą sukienkę z koła" (czyli dobre kilka metrów) leżał już dobry rok czekając na swoją kolej. Z długiej sukienki z koła z tego materiału zrezygnowałam, bo nie nadawałaby się na nic innego poza weselami i ewentualnie sylwestrem :D
Koronka na wstawki - leżała jeszcze dłużej, bo już w momencie szycia tego bolerka był to materiał z zapasów, który swoje odleżał.
Z boku - kryty zamek:
Odszycie - podszewka - również z zapasów - doszyta do zamka ręcznie. Nie wiem jak się nazywa ten ścieg, ale nitki nie widać ani po prawej, ani po lewej stronie.
Lewa strona sukienki - szwy obrzucone zygzakiem (nie mam póki co overlock'a, więc muszę sobie radzić tym co mam). Tu może trochę lepiej widać styk zamek - odszycie
Tym razem w tunele odszycia wciągnęłam - zgodnie z opisem - fiszbiny. O dziwo - udało mi się znaleźć pasmanterię, w której mają takie wynalazki :D
Dzięki nim sukienka tak nie opada z tyłu.
Gorset w wersji "dekolt amerykański" - uszyty z koronki.
Z lewej strony podszyłam go organzą, albo jakimś innym cudem - w każdym bądź razie jest to pozostałość po szyciu firanki. Poszyte po to, żeby koronka się za bardzo nie rozciągała. z Prawej strony - prawie nie widać, więc chyba zdaje egzamin.
Na koniec: w komplecie z wspomnianym bolerkiem:
Tył:
Gotowa sukienka:
I tył:
Wykrój - wykorzystałam ten co miałam po uszyciu sukienek z dwóch poprzednich postów, czyli oszczędność na czasie nr 1 :-) Jest to sukienka z Anny, skrzyżowanie modeli 26 i 27. Przez chwilę miałam wątpliwości, czy da się dopasować jeden gorset do drugiego. Na szczęście okazało się, że pasuje :)
Materiał "bazowy" - kupiony na allegro na "jakąś długą sukienkę z koła" (czyli dobre kilka metrów) leżał już dobry rok czekając na swoją kolej. Z długiej sukienki z koła z tego materiału zrezygnowałam, bo nie nadawałaby się na nic innego poza weselami i ewentualnie sylwestrem :D
Koronka na wstawki - leżała jeszcze dłużej, bo już w momencie szycia tego bolerka był to materiał z zapasów, który swoje odleżał.
Z boku - kryty zamek:
Odszycie - podszewka - również z zapasów - doszyta do zamka ręcznie. Nie wiem jak się nazywa ten ścieg, ale nitki nie widać ani po prawej, ani po lewej stronie.
Lewa strona sukienki - szwy obrzucone zygzakiem (nie mam póki co overlock'a, więc muszę sobie radzić tym co mam). Tu może trochę lepiej widać styk zamek - odszycie
Tym razem w tunele odszycia wciągnęłam - zgodnie z opisem - fiszbiny. O dziwo - udało mi się znaleźć pasmanterię, w której mają takie wynalazki :D
Dzięki nim sukienka tak nie opada z tyłu.
Gorset w wersji "dekolt amerykański" - uszyty z koronki.
Z lewej strony podszyłam go organzą, albo jakimś innym cudem - w każdym bądź razie jest to pozostałość po szyciu firanki. Poszyte po to, żeby koronka się za bardzo nie rozciągała. z Prawej strony - prawie nie widać, więc chyba zdaje egzamin.
Na koniec: w komplecie z wspomnianym bolerkiem:
Tył:
Sukienkę zaczęłam szyć w sobotę tydzień przed weselem, skończyłam w środę. Po czym środowym późnym wieczorem obejrzałam prognozę pogody na "weselny" weekend... Normalnie tragedia.
I w tym momencie uświadomiłam sobie, że w tym kolorze nie mam nic z długim rękawem poza pokazanym powyżej bolerkiem...
Ale o tym już w następnym poście.
niedziela, 8 września 2013
Sukienka w kropki
Biała sukienka w czarne kropki chodziła za mną już dość długo. Podstawowy problem: nigdzie nie mogłam znaleźć odpowiedniego materiału.
Wymyśliłam sobie, że taką właśnie sukienkę będę miała na poprawinach szwagra - i jak na złość, nie mogłam trafić na nic odpowiedniego. Chodziło mi zarówno o wzór, jak i o to, żeby było przewiewne.
Dwa tygodnie przed imprezą (czyli na początku lipca) postanowiłam ograniczyć swoje wymagania do samego wzoru - kupiłam materiał który pani w sklepie określiła jako "mieszanka wiskozy i poliestru". Jak dla mnie jest to raczej "mieszanka poliestru i wiskozy", przy czym ta część wiskozowa jest bardzo, ale to bardzo mała.
Postawiłam na swoim, sukienka wyszła tak:
Generalnie jestem z niej względnie zadowolona. Prawie się nie gniecie - pewnie ze względu na skład...
Dół sukienki skroiłam z koła, góra to model 27 z czasopisma "Anna - moda na szycie" (1/2013)(właściwie to podszewka do tego modelu przedłużona o kilka centymetrów)
Szyło się fatalnie - i chyba między innymi właśnie dlatego nie mogłam się zabrać od półtora miesiąca za sklecenie tego posta. Maszyna w ogóle nie chciała sobie radzić z tym materiałem, a za późno natknęłam się na czyimś blogu na patent z szyciem przez papier - może wtedy było by lepiej? Po pierwszym przeszyciu każdy jeden szew wyglądał mniej-więcej tak:
Czy spotkał się ktoś z was kiedyś z czymś takim? Drugie przeszycie tego samego miejsca wyglądało już lepiej, przy trzecim szyciu - maszyna praktycznie przestawała przepuszczać. Nie pomogła nic ani zmiana nici, ani zmiana igły.
Pewnie uszyję sobie kiedyś jeszcze coś podobnego z innego materiału, bo ta napsuła mi dość sporo nerwów.
Poza tym - dojrzewam powoli do zakupu overlocka lub coverlocka... Podwijanie koła nie zostanie raczej moim ulubionym zajęciem ;)
Wymyśliłam sobie, że taką właśnie sukienkę będę miała na poprawinach szwagra - i jak na złość, nie mogłam trafić na nic odpowiedniego. Chodziło mi zarówno o wzór, jak i o to, żeby było przewiewne.
Dwa tygodnie przed imprezą (czyli na początku lipca) postanowiłam ograniczyć swoje wymagania do samego wzoru - kupiłam materiał który pani w sklepie określiła jako "mieszanka wiskozy i poliestru". Jak dla mnie jest to raczej "mieszanka poliestru i wiskozy", przy czym ta część wiskozowa jest bardzo, ale to bardzo mała.
Postawiłam na swoim, sukienka wyszła tak:
Generalnie jestem z niej względnie zadowolona. Prawie się nie gniecie - pewnie ze względu na skład...
Dół sukienki skroiłam z koła, góra to model 27 z czasopisma "Anna - moda na szycie" (1/2013)(właściwie to podszewka do tego modelu przedłużona o kilka centymetrów)
Szyło się fatalnie - i chyba między innymi właśnie dlatego nie mogłam się zabrać od półtora miesiąca za sklecenie tego posta. Maszyna w ogóle nie chciała sobie radzić z tym materiałem, a za późno natknęłam się na czyimś blogu na patent z szyciem przez papier - może wtedy było by lepiej? Po pierwszym przeszyciu każdy jeden szew wyglądał mniej-więcej tak:
Czy spotkał się ktoś z was kiedyś z czymś takim? Drugie przeszycie tego samego miejsca wyglądało już lepiej, przy trzecim szyciu - maszyna praktycznie przestawała przepuszczać. Nie pomogła nic ani zmiana nici, ani zmiana igły.
Pewnie uszyję sobie kiedyś jeszcze coś podobnego z innego materiału, bo ta napsuła mi dość sporo nerwów.
Poza tym - dojrzewam powoli do zakupu overlocka lub coverlocka... Podwijanie koła nie zostanie raczej moim ulubionym zajęciem ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)