Tym razem spódnica szyta "na oko".
Zaczęłam ją szyć kilka lat temu ze znalezionej w babcinej szafie "resztki" sztruksu - zatem można chyba zakwalifikować ją do akcji "uwalniania tkanin" :-)
Pomysł zgapiłam z podobnej spódnicy siostry (ze skosu, z doszytym z przodu paskiem z klamrą).
Skroiłam, sfastrygowałam... i tu pojawił się problem. Nie miałam odpowiedniej klamry. Rozpoczęły się poszukiwania w pasmanteriach - ale jakoś nie mogłam znaleźć nic odpowiedniego. Przez pierwsze kilka miesięcy szukałam z miarę aktywnie, potem zaczęłam kombinować jak taką klamrę zrobić samemu... I ostatecznie niedoszła spódnica trafiła na dno szafy.
Za to ostatnio byliśmy na giełdzie staroci w Świdnicy. Patrzę, a ty całe pudło klamer od pasków... Nie było to może do końca to, o co mi chodziło, ale pomyślałam, że a nuż się uda...
Gotowy pasek (jedyna "ozdóbka" spódnicy) wygląda tak:
Jest wszyty w szew boczny:
Początkowo klamra miała być zamocowana na stałe. Musiałam trochę zmienić pierwotną koncepcję - nie jestem pewna jak zniosłaby pranie:
Spódnica oczywiście zapinana na zamek. Wyszło nawet w miarę równo... Z braku stopki do wszywania zamków (w moim starym Łuczniku taka była, do Singera - nie mam) - użyłam stopki do robienia dziurek :-)
W pierwszej wersji spódnica u góry była tylko podwinięta... Okazało się, że jednak musi być odszycie. Jest trochę kombinowane - ze ścinków sztruksu i podszewki:
Podszewka kończy się jakieś 2cm poniżej zamka (akurat taki kawałek udało mi się wygrzebać z pudła). Pewnie gdyby była dłuższa, spódnica lepiej by się układała - ale nie wiem, czy będę ją przedłużać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz